4/02/2017

Chanel Levres Scintillantes 119 Wild Rose

Jakiś czas temu chwaliłam się Wam prezentem urodzinowym, ale tak naprawdę nigdy nie miałam okazji przedstawić go bliżej. Dzisiaj nadrabiam zaległości ponieważ znalazłam produkt, który jest świetnej jakości i tak jak to zawsze powtarzam wart każdej wydanej na niego złotówki.


Chanel Levres Scintillantes Brillant Extreme / Glossimer - 119 Wild Rose. Jest to błyszczyk do ust o bardzo gęstej konsystencji, który nadaje piękny połysk.

Żelowa konsystencja zapewnia niesamowicie wygodną i łatwą aplikację już przy pierwszej warstwie produktu. Płynność preparatu uzyskano przy użyciu środka żelującego pochodzenia mineralnego, estry zapewniają odpowiedni poślizg podczas aplikacji, równomierność nakładania i połysk. Syropowate polimery organiczne wydłużają trwałość.


Wild Rose jest niesamowicie (jak na błyszczyk) długotrwała. Porównałabym to z błyszczykami Bobbi Brown Lilac Sugar i Hot Pink, które pod tym względem są dla mnie hitami i biją konkurencją bez dwóch zdań. Po kilku godzinach w pracy nagle przypominam sobie, czy aby nie trzeba poprawić makijażu ust, a tu niespodzianka bo jeszcze nie ma takiej potrzeby.


Nawilżenie i wygładzenie utrzymuje się przez cały dzień. Usta wyglądają jak wypełnione od wewnątrz. Podkreślone konturówką zapewniają przepiękny wygląda. Levres Scintillantes można stosować solo bądź na pomadkę – w obu przypadkach uzyskamy niesamowicie elegancki wygląd.
Szeroka gama kolorystyczna od lekkich, pół-transparentnych do mocnych, błyszczących, opalizujących wykończeń – sprawi, że każdy wybierze coś dla siebie. Nieklejąca się formuła żelu topnieje wprost na ustach.



Wild Rose to odcień różany, niesamowicie naturalny. W bazie ma zatopione miliony srebrnych i chłodnych drobinek, które pięknie odbijają światło - zwłaszcza w słońcu. Lustrzany połysk zapewnia efekt mokrych i wypełnionych ust. Błyszczyk ma praktyczny i wygodny w użyciu aplikator, a samo zamknięcie jest tak skonstruowane, że absolutnie żadna ilość produktu nie wylewa się z opakowania. Mnie urzekło to, że trwa na ustach naprawdę wiele godzin i przez ten cały czas pielęgnuje je i dba o ich kondycję.


Połączony z moją ukochaną konturówką Armani No12 stanowi duet idealny. I przyznam szczerze, choć stosowałam wiele innych produktów to jeszcze nie znalazłam tak pięknego odcienia „my lips but better”.
Ma pojemność 5,5 g i kosztuje około 150 zł. Dostępny w perfumeriach Douglas i Sephora.
Gwarantuję, że przy tej trwałości cena jest mało wygórowana.


A tak wygląda na ustach, ale w różnym oświetleniu.